środa, 9 marca 2016

Rozdział 4

   Skończyła się lekcja historii. Wyszedłem na zatłoczony korytarz i ramię w ramię z Nino , ruszyliśmy do szatni po kurtki. Po chwili zorientowałem się, że czegoś mi brakuje.
- Słuchaj stary, zapomniałem kluczy. Zaczekaj na mnie przed autem, ok? - klepnąłem kumpla w ramię i zawróciłem w stronę klasy.
Po drodze, na moje nieszczęście, natknąłem się na Chloé. Starałem się jakoś przemknąć niezauważony, jednak daremne były moje starania.
- Oh Adrien! - zawołała, machając w moją stronę.
Głęboko odetchąłem, żeby uspokoić nerwy.
- Czegoś potrzebujesz?
- Chciałabym cię zaprosić dzisiaj do mnie na obiad. Kucharka pewnie ugotuje coś dobrego, a na deser będzie twoje ulubione ciasto szpinakowe. Następnie pokażę ci moją kolekcję sukienek i ...
- Nie cierpię ciasta szpinakowego - nieznacznie się skrzywiłem - bardzo kusząca propozycja Chloé, ale nie. Ponieważ dzisiaj... emm... bo dzisiaj jadę pograć w golfa z Nino.
- Cudownie! Uwielbiam golfa!
- To jest męskie spotkanie. Przykro mi, ale muszę już iść. Do jutra - pożegnałem się i szybkim krokiem zacząłem się oddalać.
- Adrien! I jeszcze jedno!
Niechętnie się odwróciłem.
- Jutro są walentynki. Przyszedłbyś...
- Nie ma mnie jutro w domu. Pa Chloé.
Co za uparta dziewczyna, pomyślałem ze złością.
   Klucze znalazłem niedaleko sali. Z zadowoleniem na twarzy, podniosłem je z ziemi. Wreszcie dostanę się do mojej szafki.
   Po chwili, w czarnej skórzanej kurtce, znalazłem się na skąpanych w słońcu schodach. Miałem właśnie zacząć po nich schodzić, kiedy poczułem jak coś oplata moje ciało. Niech to szlag! Przeklęta Chl...
Niespodziewanie coś pociągnęło mnie w dół, po czym znalazłem się w czyiś ramionach. Przez głowę przemknęło mi jedno pytanie. Od kiedy Chloé potrafi posługiwać się lassem?
Jednak nie zauważyłem blond włosów. Szybko oceniłem sytuację. Czerwony strój, czarne kropki, ciemne włosy i ten słodki zapach jej perfum. Biedronka! Ale co ona tu robi? Spojrzałem w miejsce, gdzie przed chwilą stałem. Znajdowała się tam wielka granatowa kałuża.
- Uciekaj - powiedziała dziewczyna.
Posłusznie skinąłem głową i skierowałem się w wąską uliczkę, prowadzącą, na tyły budynku szkolnego.
- Plagg! Jesteś mi potrzebny!
- Akurat teraz? - usłyszałem w odpowiedzi przytłumiony głos - jem dopiero czwarty kawałek sera.
Stanąłem i z wyrzutem spojrzałem na plecak.
- Sorry stary, ale muszę to zrobić.
Po tych słowach wysypałem całą zawartość torby na ziemię. Wyleciał z niej także malutki, czarny Plagg, z mordką pełną jedzenia.
- Biedronka nas potrzebuje! - zawołałem - Plagg! Wysuwaj pazury!
Chcąc nie chcąc kwami zniknął, a pierścień na moim palcu rozbłysnął. Pojawiła się na nim żółta kocia łapa.
   Na twarzy pojawiła mi się czarna maska, ukrywająca moją prawdziwą tożsamość. Przeczesałem palcami włosy, gdzie momentalnie wyrosły kocie uszy. Dotychczasowy ubiór zniknął, a jego miejsce zajął czarny kombinezon, że srebrnym dzwoneczkiem na szyi, oraz długi czarny ogon.
   Byłem gotowy, by przyjść z pomocą Biedronce.
 

   Jeszcze dziesięć minut temu, byłam przekonana, że ten dzień należeć będzie do jednego z najnormalniejszych. Ale najwidoczniej się myliłam. I to bardzo.
    Stałam właśnie naprzeciwko Atramentora, który według moich podejrzeń, chce zniszczyć Chloé. Wycelował we mnie długopisem-armatą i szczelił. Zrobiłam unik, lecz lecącą maź trafiła w parę gołębi.
- Oj wy biedactwa - wyszeptałam.
Zauważyłam, że ciecz szybko zaschnęła i uniemożliwiła im, wykonywania jakichkolwiek ruchów.
Kolejna porcja, ledwo musnęła moje ramię. Wzięłam duży zamach i skierowałam moje jo-jo w stronę Atramentora. Owinęło się ono , koło jego nogi i sprawiło, że stracił równowagę. Jednak na odwet nie musiałam długo czekać. Po chwili moje jo-jo przylegało do ziemi, jakby było posmarowane jakimś super klejem.
- O,o - mruknęłam i odskoczyłam w bok, przed kolejną falą atramentu i wpadłam na niewielkich rozmiarów, kosz na śmieci.
Nagle wyrosła przede mną ciemna postać.
- I jak księżniczko? Może pomóc?
Chwyciłam dłoń Czarnego Kota i poobijana podniosłam się z ziemi.
- Dzięki. Już dawno się tak nie cieszyłam na twój widok.
- Uznam to za komplement - zaśmiał się wesoło - a teraz w skrócie, co jest?
- Chloé wyśmiewała się dzisiaj z Maksa. Biedaczek musiał być tak zdenerwowany, że omamił go Władca Ciem. Wydaje mi się, że jego akuma znajduje się w długopisie.
- Hmm a propos Atramentora. Gdzie on się podział?!
Zdziwiona rozejrzałam się po okolicy. Czarny Kot miał rację. Nigdzie go nie było.
- Niespodzianka! - usłyszeliśmy za sobą ochrypnięty głos.
Po chwili byliśmy przytwierdzeni do podłoża.
- Czy wy zawsze musicie się wtrącać? - chłopak stanął naprzeciwko nas i ciężko westchnął - ktoś chce przejąć władzę nad światem  - wy jesteście. Ktoś ma zamiar usunąć wszystkich dorosłych - wy się pojawiacie. Ktoś pragnie zniszczyć Chloé - znowu się pojawiacie. To już się robi nudne. Jednak tym razem mi nie przeszkodzicie.
- Nie ujdzie ci to na sucho! - warknęłam, próbując się uwolnić.
Pokręcił głową i zacmokał.
- Już mi uszło - pomachał w naszą stronę - hasta la vista!
Bezradnie patrzyliśmy jak w wesołych podskokach się oddalił.
- Wiesz, może wcale nie jest tak źle... - powiedziałam.
- Masz rację. Zawsze mogłem sterczeć tu sam. A tak to jesteśmy tu razem - uśmiechnął się słodko i zamrugał powiekami.
Nie umiałam się powstrzymać i parsknęłam głośnym śmiechem. Czarny Kot zrobił obrażoną minę i założył ręce na piersiach.
- No nie obrażaj się. Mi bardziej chodziło o to, że nie zabrał nam naszych miraculum. Widocznie, o nich zapomniał.
- Ta - odburknął.
Spojrzałam na niego i podniosłam brew do góry.
- Chyba nie muszę ci przypominać, co masz zrobić?
Odburknął coś pod nosem i podniósł do góry prawą rękę.
- Kotaklizm! - zawołał i mocnym ruchem uderzył w zaschnięty atrament. Po mocnym ciosie, nasza pułapka rozpadła się w drobny mak.
- Dobra robota!
- Teraz musimy znaleźć Atramentora i uratować Chloé.
- Ja tam bym Chloé mogła zostawić - mruknęłam pod nosem.
- No coś ty? Chyba nie jest taka zła?
- Pewnie, że nie. Cóż z tego, że każdy potwór stworzony przez akumy, chce ją zniszczyć... - wzruszyłam ramionami.
   Po kilku minutach staliśmy już przy miejscu zamieszkania naszego wiecznego kłopotu.
- Wchodzimy tradycyjnie po schodach, czy wpadamy oknem? - zapytał Czarny Kot.
- Chodź kiciu. Nie wolno tak bez zapowiedzi wpadać do panny Bourgeois.
Weszliśmy do budynku, wesoło witani przez recepcjonistkę i po krótkim wahaniu weszliśmy do niewielkich rozmiarów kabiny.
- W sytuacjach kryzysowych, nierozważnie jest korzystać z windy - mruknął Kot.
- Masz rację - przytaknęłam - lecz nie uśmiechało mi się wchodzenie na 8 piętro i pokonanie ponad pięciuset schodów.
- Liczyłaś?
Spojrzałam na niego spod byka.
- Przeczucie.
   Staliśmy pod drzwiami, prowadzącymi do apartamentu Chloé.
- Na trzy wchodzimy. Raz.. dwa... trzy!
Kot, jednym mocnym kopnięciem otworzył drzwi i wbiegliśmy do środka.
   Wokół panował okrutny bałagan. Wszystkie ciuchy, buty, prywatne przedmioty leżały porozrzucane po podłodze. Dwie komody i stół, były połamane.
   Rozejrzałam się za dziewczyną. Była przyciśnięta do ściany i oblepiona ciemną cieczą.
- Biedroneczka! - zawołała z ulgą - a mówiłam ci, że moja przyjaciółka przybędzie mnie uratować.
Powiedziała to do Atramentora, który stał niedaleko jej.
- O Biedronka i Czarny Kot. Czekałem na was. Byłem tak zajęty myślą, żeby dopaść tą małą jędzę, że...
- Ja ci dam małą jędzę - przerwała Chloé - jak mój tatuś się o tym dowie, to nie ujdzie ci to płazem!
- ... że całkowicie zapomniałem o waszych miraculach. Oddacie je sami, czy osobiście mam je odebrać?
- Wiesz gdzie mam twoje pytanie? - mruknęłam.
- Emm w biedronkowych czterech literach? - zasugerował Czarny Kot.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Uważaj! - krzyknęłam i odepchnęłam go spod drzwi.
W tym samym momencie, wielka granatowa kula, rozchlapała się na podłodze.
- Musimy mu jakoś odebrać długopis - szepnął w moją stronę blondyn.
Kiwnęłam głową i pobiegłam w stronę Atramentora kręcąc jo-jo. Po chwili rzuciłam je w jego stronę, jednak ten zrobił sprawny unik. Wykorzystał to Czarny Kot, który w momencie znalazł się tuż za nim i skoczył mu na plecy, ogonem wytrącając z jego dłoni długopis.
Podniosłam go z ziemi i przełamałam go na pół. Ze środka wyleciał malutki, czarny motyl.
- Pora wypędzić złe moce - powiedziałam.
Zła akuma, została uwięziona w środku mojego jo-jo, by po chwili wylecieć z niej, jako maleńki biały motylek.
- Papa, słodki motylku - wyszeptałam w stronę stworzonka.
Przybiłam żółwika z Kotem, na znak triumfu.
- Poplotkowałabym z tobą Kocie, ale muszę uciekać - powiedziałam wskazując kolczyki.
- To do zobaczenia niedługo, księżniczko - złożył mi głęboki ukłon, na co wesoło się zaśmiałam.
    Był późny wieczór, kiedy położyłam się do łóżka.
- Ohh Tikki, dzisiaj tak dobrze mi się współpracowało z Czarnym Kotem. Jak nigdy - westchnęłam, przykrywając się kołdrą.
- Czyżby coś wisiało w powietrzu? - usłyszałam wesołą odpowiedź.
- No co ty - szeroko ziewnęłam - dobranoc.
- Dobranoc kochana.
Przymknęłam oczy i pogrążyłam się w snach, początkowo o blondwłosym Adrienie, jednak później przeszły w zielonookiego Czarnego Kota.



10 komentarzy:

  1. Aaa ale mega super. Juz nie moge się doczekać kiedy dowiedzą sie osobie ( bo do tego chyba zmierzasz?)♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Meeega rozdział!!! Kocham twoje opowiadania!!! Było przesuperowe!!! Czekam na to aż się dowiedzą kim są ������
    ~~~~~~~~~~~~~~
    Marinette Agreste ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Meeega rozdział!!! Kocham twoje opowiadania!!! Było przesuperowe!!! Czekam na to aż się dowiedzą kim są ������
    ~~~~~~~~~~~~~~
    Marinette Agreste ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorry za dwa komy ale się tak wysłało....

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie pytanko dlaczego Marinette powiedziała, że musi uciekać wskazując na kolczyki? Przecież nie użyła Lucky Charm więc jak mogły jej kropki znikać. To raczej kot powinien się spieszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeju miałam napisać Ladybug a nie Marinette xd W sumie to jedno i to samo xd

      Usuń
    2. I jeszcze jedno. Przecież jo-jo zostało oblane atramentem i przykleilo się gdzieś, a to jak możliwe że mogła nim wymachiwac? Cataclysme zadzialo też na jo-jo? Ale ono było chyba już w innym miejscu niż Ladybug i Chat Noir... Czekam na odpowiedź :)

      Usuń
    3. Dziewczyno to jest opowiadanie :') Haha fajnie, że zwracasz uwagę na takie szczegóły, ale wiesz. Opowiadania rządzą się swoimi prawami. Nie chcę pisać ząb w ząb wszystkiego co jest w bajce 😉 Według mojego zamysłu, kiedy uwolnili się z atramentu, Kot także rozwalił ten, którym było sklejone jo-jo 😉😘

      Usuń
    4. No i oczywiście było z dwa/trzy metry dalej 😉😉

      Usuń
    5. Jeju, wspaniały rozdział! Jak zwykle... Sny o Kocie? Uuuuu... Bardzo cieszę się z tego, jak szybko dodajesz rozdziały, jesteś niesamowita, kobieto! Jak zwykle czekam na następny rozdział, i na korepetycje Adriena...

      Usuń