środa, 6 lipca 2016

Rozdział 10

Chemia - jeden z najgorszych przedmiotów świata. Jakby tego było mało, nauczycielka była w bardzo złym humorze. Na prawo i lewo rzucała rozbieganym wzrokiem i szukała wszędzie problemu. Tym razem oberwało się Julece. Chemiczka czepiała się dziewczyny, że na chwilę odwróciła wzrok i wyjrzała przez okno. W tym samym czasie Chloe pisała sms-y i głupio chichotała. Oczywiście nauczycielka nic nie widziała. O nie! I ja się pytam - gdzie jest sprawiedliwość na świecie?
Cieżko westchnąłem i oparłem głowę na ręce. Przed oczami ciągle miałem roześmianą Marinette i szczerzącego się chłopaka. Kim on jest?
- Ej stary - mruknął Nino, szturchając mnie łokciem.
- Mhm.
- Co jest?
Wzruszyłem ramionami. Jakoś nie miałem ochoty zwierzać się kumplowi. Nie tym razem.
- Zmęczony jestem.
Przeszył mnie przenikliwym wzrokiem. No tak. Zbyt dobrze mnie zna, by uwierzyć w taką błahostkę.
Jednak jak na prawdziwego przyjaciela przystało, nie odezwał się ani słowem. I za to właśnie go uwielbiam.
Wracając do Marinette.
Muszę się dowiedzieć kim jest ten intruz.
Jęknąłem w duszy.
Całkowicie zapomniałem o Lili!
Znowu będzie się do mnie na przerwie kleić jak mucha do klejki. Wzdrygnąłem się. Gdybym miał wybierać między Lilą, a Chloe, to zdecydowanie wybrałbym blondynkę.
Rozbrzmiał dzwonek, obwieszczający przerwę. Za plecami usłyszałem delikatny śmiech.
Nie odważyłem się odwrócić. Ramię w ramię z Nino, wyszliśmy z sali chemicznej i ruszyliśmy w stronę sali biologicznej.
- Idzie panna ja wiem wszystko - mruknął Nino, kiedy wspinaliśmy się po schodach.
- Spieprzamy - mruknąłem i pokazałem mu głową na toaletę.
- Wiesz co Adrien. Zapomniałem spisać zadanie z biologi. Dasz mi, prawda?
Powiedział to na tyle głośno, że idąca ku nam Lila, to usłyszała. Spojrzała na mnie wymownie.
- Pewnie - klepnąłem kumpla w ramię - chodźmy.
     - Dzięki - mruknąłem opierając się o zimną ścianę.
- Spoko. Czego się nie robi dla kumpla.
Zawahał się.
- Ciekawe co to za koleś, który dzisiaj cały czas gada z Mari.
Spojrzałem na niego uważnie.
- Widziałeś ich?
Skinął głową.
- Przechodziliśmy teraz obok nich.
- Nie widziałem - mruknąłem - byłem zajęty ucieczką.
Nino głośno się roześmiał.
- Nie chciałbym być na twoim miejscu.
- Ha ha
Spojrzał na mnie uważnie.
- Jak chcesz to mogę dyskretnie podpytać Aly'ę, o tego chłopaka.
- Zrobiłbyś to?
- Pewnie.
Zadzwonił dzwonek. Z niechęcią ruszyliśmy w stronę drzwi, by po chwili znaleźć się w sali biologicznej.
Zająłem moją ławkę i zauważyłem brak mojej partnerki. Zmarszczyłem brwi.
Bakteria już dawno w sali. Marinette będzie miała nieźle przechlapane.
Niespodziewanie drzwi do sali, otworzyły się z impentem. Wpadła przez nie zadyszana dziewczyna.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała głośno i uśmiechnęła się uroczo do nauczycielki.
O dziwo (!) nic nie powiedziała, tylko skinęła głową. Rozanielona zajęła miejsce obok mnie.
Po piętnastu minutach lekcji, usłyszałem szept dochodzący z mojego lewego ramienia. Niechętnie odwróciłem głowę i spojrzałem na Marinette.
Uniosłem brwi w geście oczekiwania.
- Wpadniesz dzisiaj na obiad? Tak o piętnastej. Potem się pouczymy tej biologi.
Na obiad?Fajnie by było wreszcie z kimś go zjeść, a nie samemu. Pewnie, czemu nie.
Pokiwałem głową.
- Jasne. Jeżeli to nie będzie problem.
- Żaden problem. Rodzice pewnie się ucieszą.
"Rodzice". Echo tego wyrazu chodziło mi przez chwilę po głowie.
Zacisnąłem dłonie pod ławką.
Fajnie, że rodzice się ucieszą, a nie ty, pomyślałem
- Zgoda. Będę o piętnastej - powiedziałem, kończąc rozmowę.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Chyba nie byłem zbyt oschły. Prawda?
Spojrzałem w stronę Nino.
Wpatrywał się we mnie uparcie. Kiedy zauważył, że go widzę, pokazał mi kartkę złożoną w kostkę. Spojrzałem na Bakterię. Stała do nas plecami i zawzięcie pisała coś na tablicy. Uniosłem kciuk do góry, dając znać, że może rzucać.
Zamachnął się i kartka wylądowała idealnie pod moimi nogami. W tym samym czasie, nauczycielka odwróciła się do nas przodem i spojrzała na Nino, który w dalszym ciągu siedział do mnie przodem.
Zacząłem oczami dawać mu znaki, których chyba nie zrozumiał.
- Nino. Rozumiem, że wszystko potrafisz i kolejne zadanie zrobisz sam.
Oj. Chyba teraz zrozumiał o co mi chodzi.
Niepewnie odwrócił się w stronę Bakterii.
- No. Zapraszam - zrobiła ręką ruch w stronę tablicy.
Zacząłem gorączkowo myśleć. Nie mogę pozwolić, by dostał kolejną jedynkę. I to tym razem przeze mnie.
- Proszę panią! - zawołałem, wstając - to nie jego wina. Zrobiło mi się słabo i Nino to zauważył.
Popatrzyła na mnie uważnie.
- Źle się czujesz?
Pokiwałem głową.
- Powinieneś powiedzieć mi to odrazu! Idź do pielęgniarki.
Z ociąganiem wstałem i zarzuciłem plecak na ramię. Wychodząc z sali coś mnie tknęło.
- Może Nino iść ze mną? Dalej jest mi słabo.
Machnęła ręką w stronę mojego przyjaciela.
Po chwili byliśmy już na korytarzu.
- Nie wiem jak ci dziękować.
- Nie musisz - powiedziałem, wyciągając poskładaną kartkę z kieszeni.
Zmarszczyłem brwi.
- Jak kto nie chce ci powiedzieć?
Nino wzruszył ramionami.
- Powiedziała, że to nie jest moja sprawa. A wiesz co jest najlepsze? Zaczęła się śmiać, jakby to było zabawne.
- Ale nie powiedziałeś jej, że to ja się pytam?
- No co ty.
   Wpółdo trzeciej. Trzeba się zbierać. Wyciągnąłem z szafy spodnie i czarną bluzę, wkładaną przez głowę.
- A ty, przepraszam bardzo gdzi się wybierasz?
Spojrzałem na Plagga, leżącego na moim łóżku.
- Idę do Marinette.
Gwałtownie się poderwał.
- Ja też chcę!
- To pakuj się do kieszeni.
Ostatni raz spojrzałem w lustro, przeczesałem palcami włosy i wyszedłem z pokoju.
Ojca jak zwykle nie ma w domu. Jednak zauważyłem, że po naszej ostatniej rozmowie, napięcie między nami nieco zmalało. Wsłuchałem się w ciszę domu i zacząłem pomału schodzić po schodach, ostrożnie stawiając kroki na wąskich stopniach.
Postanowiłem przejść się na nogach. Odetchnąłem całą piersią i wyszedłem na chodnik, jak zwykle pełny turystów.
- Excuse me. Where is the Eiffla Tower?
Odwróciłem głowę.
Przede mną stała młoda dziewczyna z szerokim uśmiechem.
Była to blondynka, z błękitnymi wielkimi oczami.
Przez chwilę zapomniałem języka w gębie, jednak szybko się opamiętałem.
Wskazałem jej na pobliski park i szybko wyjaśniłem jak dojść na plac, skąd będzie miała prostą drogę pod samą wieżę.
- Thank you.
- You welcome - delikatnie się uśmiechnąłem.
Pomachała mi na pożegnanie i odeszła. Miałem dziwne uczucie, że nie widzimy się poraz ostatni.
- Szlag. Zaraz się spóźnie - przeklnąłem pod nosem i szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu Marinette.
Byłem punktualnie. Jestem z siebie dumny.
Wziąłem głęboki oddech, uśmiechnąłem się i zadzwoniłem do drzwi.
Po chwili się otworzyły, a mi... mina zrzędła.
No pięknie.

wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 9

   Spojrzałam w lustro i po raz ostatni przeczesałam włosy szczotką.
- Dobranoc Tikki - powiedziałam w stronę małej kwami, która leżała już w swoim łożeczku.
- Dobranoc Mari - odpowiedziała sennym głosem.
Położyłam się do łóżka i przymknęłam oczy, myśląc o dzisiejszym dniu.
Nagle okno otworzyło się z hukiem, a w nim zamajaczyła się niewyraźna postać.
- Teraz, jesteśmy tylko ty i ja.
Zaskoczona usiadłam na łóżku i zapaliłam lampkę stojącą na nocnym stoliku.
W ramie okna nie było już nikogo. Zmarszczyłam brwi i wyjrzałam przez nie. Ulice Paryża wydawały się zbyt spokojne.
Zdrętwiałam.
Poczułam na szyi nierówny, chłodny oddech.
Otworzyłam delikatnie usta i zaczęłam niespokojnie oddychać. Byłam niemal pewna, że słychać moje łopoczące serce.
- Kim jesteś? - wyszeptałam.
W odpowiedzi dostałam tylko ciszę.
Chciałam się obrócić, kednak przeciwnik uniemożliwił mi to.
- Stój grzecznie - powiedziała postać.
Ciężko mi było ocenić czy ten głos należy do kobiety, czy mężczyzny.
- Czego chcesz? - warknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
- Prawdy.
Cholera, co tu się dzieje? Dlaczego Tikki nie reaguje?
- Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Ale napewno... Biedronko?
Gorzko się zaśmiałam.
- Biedronko? Śmiesz twierdzić, że jestem tą zarozumiałą dziewuchą?
Nastała chwila ciszy. Napastnik został zbity z tropu.
Po chwili jednak prychnął.
- Może zaczniesz mówić, kiedy się dowiesz, że życie twojej kwami jest w niebezpieczeństwie.
Zacisnęłam zęby.
- Nie wiem o czym mówisz.
Napastnik ciężko westchnął.
- To nie nasze ostatnie spotkanie...
Ciężki oddech z mojej szyi zniknął. Szybko się odwróciłam.
Wydawało mi się, że widziałam kawałek czarnego materiału. Ale mogło mi się wydawać.
Objęłam się rękoma i podeszłam do łóżeczka mojej kwami.
Tikki spokojnie spała. Podniosłam z niedowierzaniem brew.
Przez cały ten czas spała spokojnie u siebie? Pokręciłam z niedowierzaniem głową i zamknęłam szczelnie okno.


****


  - Nie mogłeś wymyśleć czegoś lepszego?! - wydarł się na mnie Plagg.
Wzruszyłem ramionami.
- Na nic lepszego nie wpadłem.
Odwróciłem się tyłem do przyjaciela i wszedłem do łazienki.
    Wziąłem szybki prysznic, założyłem spodnie dresowe, nie tracąc czasu na ubieranie koszulki.
    Kiedy znalazłem się z powrotem w pokoju, nigdzie nie zastałem Plagga.
Pewnie poleciał poszukać czegoś do jedzenia.
Już miałem wchodzić do łóżka, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołałem.
Klamka się poruszyła, a do środka wszedł mój ojciec - Gabriel Agreste.
   Czy wspominałem już, że jest sławnym projektantem mody? Nie? A więc mówię: jest sławnym projektantem mody.
Niestety i stety bardzo często jestem jego modelem i reklamuję najnowsze kolekcje ubrań oraz perfumy.
Fajna jest to robota, jednak zdarza się często, że najbardziej na świecie mam tego dosyć.
Nie podoba mi się, że jestem aż tak popularny. Nie cierpię także, gdy wszystkie dziewczyny piszczą na mój widok. Grr, jest to okropne. Stop! Nie wszystkie. Tym wielkim wyjątkiem jest moja partnerka, Biedronka. Moja pierwsza miłość. Moja pierwsza, nieodwzajemniona miłość.
   Popatrzyłem zdziwiony na ojca, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
- Tak? - zapytałem niepewnie.
Nieznacznie odchrząknął i spojrzał w stronę okna.
- Przyszedłem zobaczyć co u ciebie słychać.
Zatkało mnie. Najprościej w świecie, zatkało mnie.
- Ja... ee... no... chyba dobrze... chociaż sam... nie wiem - wyjąkałem.
Właśnie w tej chwili poczułem, jak czuje się Marinette, kiedy ze mną rozmawia.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o dziewczynie.
Spojrzał na mnie znad okularów.
- Zapewne dalej nie zmieniłeś decyzji, by przyjmować nauczanie domowe.
Pokręciłem przecząco głową.
- Cały ty. Uparty tak samo jak matka.
Zaskoczył mnie. Nigdy nie wspominał o mamie. Ba. Starał się unikać jej tematu.
Wzruszyłem ramionami.
- To rodzinne.
Nieznacznie się uśmiechnął.
Tak rzadko to robi.
- Nosisz cały czas ten pierścień?
Spojrzałem na moją dłoń, gdzie znajdowało się miraculum.
   Niecałe pół roku temu, ojciec zorientował się, że noszę nowy pierścień. Bardzo się nim zainteresował - na moją niekorzyść.
   - Tak. Ten przedmiot jest dla mnie niemalże święty - powiedziałem, a po chwili wahania dodałem - dostałem go od ważnej, dla mnie, osoby.
Ojciec pokiwał głową i spojrzał ponownie przez okno, zatracając się w swoich myślach.
Nie chciałem mu przeszkadzać, więc patrzyłem się tępo w sufit.
Niespodziewanie obok mnie zmaterializował się Plagg. W łapkach trzymał dwa, dosyć spore, kawałki sera.
Przyłożyłem palec do ust, pokazując mu, by był cicho.
- Hę? - najwidoczniej nie zrozumiał.
Wskazałem głową na tatę. Plagg zrobił wielkie oczy i czmychnął pod łóżko, w tym samym momencie, gdy mężczyzna się odwrócił.
- Mówiłeś coś?
Pokręciłem przecząco głową.
Spojrzał na zegarek i zmarszczył czoło.
- Muszę już iść. Przede mną jeszcze mnóstwo pracy, a ty się wyśpij, ponieważ idziesz jutro do szkoły. Dobranoc.
- Dobranoc i... powodzenia.
Delikatnie podniósł kąciki ust do góry i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Spod łóżka wyleciał Plagg i wpakował się pod kołdrę.
- Nie masz swojego łóżka? - mruknąłem, opadając na poduszki.
Nie odpowiedział. Po chwili rozległo się głośne chrapanie. Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
Czy to możliwe, by taka mała istotka mogła wydawać tak głośne dźwięki?
   O równej siódmej trzydzieści, wsiadłem do limuzyny, w której czekał już mój goryl.
Wygodnie usadowiłem się na tylnej kanapie i oparłem głowę o szybę, przymykając oczy.
Kolejny nudny dzień. Kolejny dzień, a ja dalej nie znam tożsamości, wybranki mojego serca.
Przeczesałem dłonią włosy i sięgnąłem po torbę.
Myliśmy już na miejscu.
- Do zobaczenia - mruknąłem w stronę goryla, na co ten skinął głową.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem na oblany w słońcu chodnik.
- Siema brachu - przybiłem piątkę z Nino.
W oddali zauważyłem uśmiechniętą od ucha do ucha Marinette.
Szła z jakimś chłopakiem.
Nieświadomie zacisnąłem zęby.
- Hej, co z tobą? - przyjaciel szturchnął mnie ręką.
- Nic, nic. Idziemy?
- Tak.
Zaczęliśmy wspinać się po schodach.
Niespodziewanie zza pleców dobiegł mnie perlisty śmiech dziewczyny.
Nie kontrolując ruchów, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w jej stronę.
- Cześć... Mari - powiedziałem będąc przy dziewczynie.
- O, A-adrien... hej... hm... czy, czy coś się stało?
- Przyszedłem się przywitać.
Uważnym wzrokiem zmierzyłem jej znajomego. Widziałem go pierwszy raz na oczy.
Musiał być nowy.
- Obiecałaś, że wytłumaczysz mi biologię, pamiętasz?
Dziewczyna ściągnęła brwi.
- Hmm... a tak! Pamiętam.
- No to co? Dzisiaj u ciebie?
Zaskoczyłem ją tym pytaniem.
- T-tak jasne.
- Jeszcze zadzwonię - wymownie mrugnąłem do niej okiem, na co ta się zarumieniła.
Odwróciłem się do nich tyłem i ruszyłem w stronę szkoły.
Na odchodnym usłyszałem jeszcze.
- Kto to był?
Uśmiechnąłem się triumfialnie.


Przepraszam, że taki krótki ale nie mam weny ;_; Jak narazie kolejnych rozdziałów TU nie będzie, ponieważ skupię się teraz na nowym rozdziale do "My fallen Angel".
Życzę Wam dużo cierpliwości.
Buziaki :*

środa, 11 maja 2016

Rozdział 8

Dla mojej kochanej dziołszki :3


   Zerwałam się przestraszona z łóżka. Znowu to samo! Zaspałam!
Szybko zgarnęłam, przygototowane wieczorem ciuchy i po sekundzie byłam gotowa. Nie miałam czasu czesać włosy w kucyki, więc zostawiłam je wyjątkowo rozpuszczone.
- Tikki wskakuj do plecaka! - krzyknęłam, nerwowo rozglądając się za książką z biologii.
Coś sztutchnęło mnie w ramię.
- Dziękuję - powiedziałam do mojej małej kwami, biorąc podawany przez nią przedmiot.
Zarzuciłam plecak na ramię, poczekałam aż Tikki do niego wejdzie i zbiegłam po schodach.
   Wpadłam do klasy, omal się nie przewracając. Z boku dobiegł mnie komentarz Chloe i cichy chichot Sabrine. Zignorowałam je. Szłam w stronę mojej ławki, która po jednej stronie była już zajęta. Pomachałam Aly'i i zajęłam swoje miejsce. Akurat w tym samym czasie, drzwi do klasy otworzyły się z hukiem, a do środka wparowała pani Violin. W rękach niosła dużych rozmiarów pudełko.
Zauważyłam, że takich pudeł było więcej przy jej biurku. Bardzo byłam ciekawa co może znajdować się w środku.
- Hej - miękki głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Zaskoczona spojrzałam w bok i nieśmiało się uśmiechnęłam.
   Ciągle nie mogłam uwierzyć w to, że spędziłam walentynki z Adrienem, a później był u mnie w domu i piekliśmy ciasto. Wtedy stało się też coś dziwnego, że się nie jąkałam. Nie onieśmielał mnie.
   Jednak teraz znów wróciła ta nieśmiała, skrępowana Marinette.
   - H-hej - powiedziałam, czując jak się rumienię.
- Spóźniłaś się - delikatnie się zaśmiał.
Skinęłam głową.
- Za-zaśpić. Nie! Ja zaspać. Znaczy się - wzięłam głęboki oddech - zaspałam.
Spojrzał na mnie i podniósł brew do góry.
Spóściłam smętnie głowę.
Znowu zrobiłam z siebie totalną idiotkę, a już tak dobrze się dogadywaliśmy.
- Zdarza się.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
Szeroko się uśmiechnął.
- Oglądałaś wczorajsze wiadomości? Podobno porwano Czarnego Kota.
- T-tak. B-bardzo mnie ta w-wiadomość...
 - Kurcze Marinette ogarnij się, bo uzna cię za wariatkę - usłyszałam cichy głosik kwami.
Pokiwałam głową. Jak zwykle miała rację.
- Oglądałam i bardzo ta wiadomość mnie zmartwiła. Chociaż dobrze, że nie była to prawda...
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie była to prawda? Skąd to wiesz?
Wytrzeszczyłam oczy.
- N-nie mówili o tym w telewizji?
Pokręcił przecząco głową.
Zastanawiałam się gorączkowo, co mogę powiedzieć na moje usprawiedliwienie.
Nagle Adrien szeroko się uśmiechnął.
- Znam twój sekret.
Poczułam jak moje serce zaczyna mocniej bić.
- T-tak? Ale jaki sekret? Przecież ja nie mam żadnego sekretu.
- Jesteś pewna?
Spóściłam smętnie wzrok i wpatrywałam się tępo w blat stolika.
- No heej - szturchnął mnie w ramię - nie tak trudno się domyślić, że wiesz to od Aly'i, która śledzi wszystkie kroki naszych superbohaterów.
Wypóściłam ze świstem powietrze, czując jak ulga wypełnia mnie od środka.
- Odkryłeś mój sekret - przytaknęłam.
"Jeden z niewielu", dodałam w myślach.
- Nic się przede mną nie ukryje - mrugnął do mnie wymownie okiem.
Poczułam jak zaczynają piec mnie policzki i szybko odwróciłam wzrok, patrząc na nauczycielkę, która na każdej ławce kładła kartonowe pudełka.
Kiedy jedno z wielu, pojawiło się na naszym stanowisku, zainteresowana zajrzałam do środka. Znajdował się tam mikroskop.
- Dzisiaj będziemy badać, tkanki mięśniowe - po całej klasie, rozległ się spokojny głos nauczycielki - wasze obserwacje będziecie wpisywać do tabeli, którą zaraz rozdam.
Ciężko westchnęłam.
Szykuje się długa lekcja.
   Niecałe dwadzieścia pięć minut później, rozległ się głośny dźwięk dzwonka, informujący o 15 minutach przerwy.
Wolno zaczęłam wrzucać książki z biologii do plecaka, uważając na moją małą przyjaciółkę.
- Ciekawe co robi teraz Czarny Kot - powiedziałam sama do siebie.
- Zapewne siedzi i tęskni za swoją Biedronsią - powiedziała Tikki, lekko się uśmiechając - czyli za tobą.
Smętnie podniosłam konciki ust do góry.
- Tak bardzo pragnie poznać twoją tożsamość, Marinette.
- Nie... nie powinniśmy ukazywać naszych prawdziwych twarzy - mruknęłam - mogłoby to przeszkadzać nam w pracy.
- Mogłoby przeszkadzać, ale mogłoby także wam w niej pomóc. Lepiej byście się dogadywali. Mari, nie chciałabyś wiedzieć kto skrywa się za maską Kota?
- Oj Tikki... chciałabym. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Więc w czym problem?
- Boję się, że go rozczaruję. Tak bardzo podoba mu się Biedronka. Biedronka, nie ja.
Zamknęłam plecak i pozwoliłam małej kwami schować się w mojej kieszeni.
Z tysiącami myśli w głowie, wyszłam na zatłoczony korytarz.
   Przyglądałam się każdemu, kogo mijałam. Tyle emocji naraz w jednym miejscu.
Smutek, złość, rozczarowanie, obrzydzenie, radość, miłość.
Kto wie, czy dzisiaj mała Akuma, kogoś nie opęta.
   Doszłam do końca korytarza i stanęłam przy wielkim oknie.
- Tikki... Co by się stało... - przerwałam - ... co by się stało, gdyby to mnie opętała Akuma od Władcy Ciem?
Z kieszeni wysunęła się czerwona główka. Spojrzała na mnie oczami pełnymi przerażenia.
- Nawet tak nie mów! Byłoby źle... Bardzo źle - wzdrygnęła się - nawet nie chcę myśleć o tym, co mogłoby się wtedy stać.
Schowała się do kieszeni i pisnęła.
- Aly'a idzie!
Niechętnie odwróciłam się w stronę przyjaciółki.
   Brązowo - włosa zmierzała w moim kierunku, dość nerwowym krokiem. Kiedy była dostatecznie blisko, zobaczyłam na jej twarzy wymalowaną złość.
- Oj NIE spodoba ci się ta wiadomość - warknęła, stając obok mnie.
- Hej, spokojnie - powiedziałam, poprawiając jej okulary - co się dzieje?
Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
- Panna Wiem To Wszystko i Jestem Najpiekniejsza Na Świecie, powróciła!
Poczułam jak robi mi się słabo.
- I wiesz co? Znowu uczepiła się jak mucha klejki, TWOJEGO Adriena!
Już dawno nie widziałam Aly'i w takim stanie.
Złość z niej kipiała, a oczy rzucały piorunami na lewo i prawo.
   Po ostatniej wizycie Lili w naszej szkole, Alya wreszcie zauważyła, jak podłą kłamczuchą jest dziewczyna. Usunęła wszystkie filmiki z nią, z Biedrobloga, nie bacząc na wyświetlenia i komentarze.
   - Po co wróciła?!
Rozszerzyłam oczy z przerażenia. Chyba doskonale wiem dlaczego.
   Przypomniała mi się wczorajsza akcja z Czarnym Kotem. Ten fałszywy, zniknął kiedy się go dotknęło. Była jak hologram. Iluzja. Przełknęłam głośno ślinę. Lisica wróciła.
   Zadzwonił dzwonek.
- Chodź - Alya chwyciła mnie za rękę - już my tej małpie pokażemy!
Wojowniczo nastawione ruszyłyśmy w stronę klasy z historii.
Znalazłyśmy się w tym momencie, gdy nauczycielka wpuszczała nas do środka.
Już z daleka zauważyłam Lilę tulącą się do ramienia Adriena.
Poczułam rękę przyjaciółki na ramieniu.
Skinęłam głową.
Zachowam spokój.
   Gdy zajęliśmy swoje miejsca, nauczycielka oznajmiła, że dzisiaj będziemy pracować w czteroosobowych grupach.
Spojrzałam błagalnie na Alyę, na co ta przewróciła oczami.
- Hej Nino! - zawołała w stronę chłopaka - idziecie do nas?
Zamienił kilka słów z Adrienem, który kątem oka zerkał na Lilę, która powolnym krokiem zmierzała w ich stronę.
- Pewnie!
Szybko się do nas dosiadli.
Z prawdziwą rozkoszą obserwowałam bordową twarz dziewczyny. Rozejrzała się po klasie. Wolne miejsce było tylko u Chloe i Sabriny. Niechętnie się do nich dosiadła. Świetnie razem wyglądają! Żmije są ze żmijami.
Chociaż... Chloe nie wyglądała na specjalnie zadowoloną.
- Co mamy dokładnie robić? - mruknęła Alya.
- Mapę, na której mamy zaznaczyć wszystkie bitwy Napoleona - odpowiedział Nino, patrząc czule na dziewczynę.
Kiedy tak się na nich patrzy, to robi się aż cieplej na serduchu.
- To do roboty! - zdecydowałam.
Po czasie, kiedy kontury Francji i jej sądsiadów były już zaznaczone, teraz pojawił się kłopot, jak zaznaczyć miasta.
- Czarnym Kotem!
- Biedronką! - zawołałam w tym samym momencie co Adrien.
Zdziwieni spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- No to głosujemy!
- Jestem za Biedronką - powiedziała Alya.
- Ja też zawtórował jej Nino.
- Czekajcie - mruknęłam - nie może być cały czas, że Biedronka jest lepsza. To jest nie fair według Kota. Od samego początku, była stawiana wyżej. Niech tym razem będzie inaczej!
Wszyscy spojrzeli na mnie z podziwem.
Adrien otworzył usta ze zdziwienia, lecz natychmiast się uśmiechnął.
- Jesteś tego pewna? Przecież to Biedronka łapie akumy, nie Kot.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ale to dzięki Chatowi, udaje się je złapać.
Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam tak o nim mówić.
Tylko jako Biedronka, tak go nazywam.
- A więc Biedronsiu, niech będzie Czarny Kot - blondwłosy chłopak przyjrzał mi się uważnie - co wy na to?
Moje serce zrobiło niespodziewany przewrot.
Biedronsia? Czy tak właśnie powiedział?
- Ja tam się zgadzam - powiedział Nino.
- Ja też - zawtórowała mu Alya.
Zgodnie zaczęliśmy oznaczać kocią łapą miejsca na mapie.
A były to między innymi:
Jena, Auerstedt, Wagram, Borodino, Lipsk i wiele, wiele innych miejsc, gdzie francuska armia, dowodzona przez Napolena, stoczyła bitwy.
   Było już po lekcjach.
Razem z Aly'ą poszłyśmy się przejść do parku.
- Lila prawie zamordowała cię wzrokiem - powiedziała niespodziewanie.
Spojrzałam na nią z niezrozumieniem.
- Za każdym razem rozmawiałaś z Adrienem, patrzyła na ciebie jakbyś była owadem, który z wielką chęcią by zgniotła.
Przewróciłam oczami.
- Jak rozpieszczone dziecko nie dostaje czego chce, to jest gotów wszystkich wokół pozabijać.
- Manon?
- Aha. Zgadłaś.
- Mam nadzieję, że nie zostanie tu na długo - nerwowo machnęła ręką - jestem taka na siebie wściekła, że wtedy ją tak podziwiałam.
- Głowa do góry. To co było, to było. Teraz jest co innego i wiesz jaka ona jest.
- Masz rację - mocno mnie przytuliła.
- Mówiłam ci, że jesteś najlepszą przyjaciółką?
- Hmm z tego co pamiętam, to ja ci to ciągle mówię.
Wesoło się zaśmiałyśmy.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką! - wykrzyknęła na całe gardło.
- To miała być tajemnica! - odkrzyknęłam.
Zanosiłyśmy się śmiechem, a z naszych oczu leciały łzy. Łzy radości.
   Spojrzałam w lustro i po raz ostatni przeczesałam włosy szczotką.
- Dobranoc Tikki - powiedziałam w stronę małej kwami, która leżała już w swoim łożeczku.
- Dobranoc Mari - odpowiedziała sennym głosem.
Położyłam się do łóżka i przymknęłam oczy, myśląc o dzisiejszym dniu.
Nagle okno otworzyło się z hukiem, a w nim zamajaczyła się niewyraźna postać.
- Teraz, jesteśmy tylko ty i ja.

poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 7

 Adrien:
   Szybkim krokiem wracałem od Marinette. Niestety straciłem u niej poczucie czasu i nie zorientowałem się, że jest już grubo po dziewiętnastej.
   Najciszej jak potrafiłem, otworzyłem wejściowe drzwi i wślizgnąłem się do środka. Starając się wydawać jak najmniej odgłosów, ruszyłem przez ogromny hol w stronę schodów. Stawiałem pierwszy krok, na stopniu, kiedy rozległ się za mną nieprzyjemny głos.
- A więc postanowiłeś wrócić do domu. Twój ojciec jest na ciebie bardzo zły.
Z głośnym westchnieniem, odwróciłem się w stronę Nathalie - asystentki mojego ojca, a zarazem mojej "niani".
- Możesz mu powiedzieć, że już wróciłem.
Zacisnęła usta w wąską szparkę.
- O piątej miałeś szermierkę, a o szóstej byłeś umówiony z fotografem, aby omówić wygląd najbliższej sesji.
Beznamiętnie wzruszyłem ramionami.
- Mogę to zrobić kiedy indziej.
- O nie, panie Agreste! Tak nie będzie! To JA jestem za ciebie i twoje obowiązki odpowiedzialna...
Przewróciłem teatralnie oczami słuchając monologu kobiety. Kiedy skończyła, spojrzała na mnie wyczekująco.
- Chciałbym iść się przebrać - mruknąłem, patrząc jej prosto w oczy.
Po chwili wahania, powiedziała:
- Idź.
Wchodząc po dwa stopnie, po kilku sekundach, znalazłem się w moim pokoju. Szczelnie zamknąłem drzwi i wypóściłem z kieszeni Plagga.
Założyłem ręce na piersiach i spojrzałem na Kwami, podnosząc brew do góry.
- My mamy do pogadania.
Spojrzał na mnie okrągłymi oczami ze zdziwienia.
- A-ale o czym?
- Ty już dobrze wiesz. Nie podoba mi się, że mój przyjaciel coś przede mną ukrywa.
Głośno przełknął ślinę i nerwowo poruszył uszami.
- Masz ochotę na camembert? Mam dosyć spory zapas i...
- Plagg, nie zmieniaj tematu!
- Ale ja nie wiem o co ci chodzi! - pisnął i schował się pod łóżko.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Cały Plagg.
Uklęknąłem i zajrzałem, do jego kryjówki.
- Zachowujesz się jak dziecko - mruknąłem.
- Jestem starszy od ciebie. Trochę szacunku - usłyszałem w odpowiedzi.
- Słuchaj stary, wiesz dobrze ile to dla mnie znaczy. Ile znaczy dla mnie Biedronka. Dlaczego nie chcesz mi pomóc?
- Obiecałem Tikki, że nikomu nie powiem.
- Tikki?
- Kiedyś sobie ten język obetnę - jęknął.
- Tikki, to Kwami Biedronki?
Spod łóżka wysunęła się niewielkich rozmiarów główka. Skinął potakująco.
Usiadłem wygodnie na ziemi.
- Skoro nie możesz mi powiedzieć kto kryje się pod maską, to przynajmniej daj mi jakieś wskazówki.
- Ciemne włosy, niczym nocne niebo, lśnią. Oczy twe fiołkowe, patrzą na mnie co dzień, jednak ja nie zauważam cię.
Oczy rozszerzyły mi się ze zdziwienia.
- Czy to jest ta osoba o której myślę?
Plagg wzruszył ramionami.
- Nie siedzę w twojej głowie, więc nie wiem o kim myślisz.
Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową.
- Ty się nigdy nie zmienisz?
Kwami prychnął pod nosem.
- Czy moje podejrzenia były prawdziwe? Czy to... Chloe?
- Żartujesz sobie ze mnie?!
- No raczej - cicho się zaśmiałem - czy Marinette może być Biedronką?
- Ja tam nic nie wiem.
Krzywo na niego spojrzałem.
- Tak czy siak, bardzo ci jestem wdzięczny - podniosłem się z ziemi - musisz mi pomóc. Mam plan.

Marinette:
   Jestem chyba najszczęśliwszą dziewczyną w cały Paryżu. Godzinę temu, wyszedł ode mnie najwaspanialszy i najprzystojnieszy chłopak pod słońcem. Chyba doskonale wiecie o kogo chodzi?
   Z szerokim uśmiechem na twarzy, zeszłam do kuchni, by zrobić dla siebie i mojej małej kwami, coś do jedzenia. W salonie był puszczony telewizor i akurat nadawano wiadomości. Krojąc pomidora, kątem oka obserwowałam co się tam dzieje.
Nagle zmartwiona prezenterka, pokazała na ekranie zdjęcie Czarnego Kota. Zmarszczyłam brwi i szybkim krokiem podeszłam do pilota, żeby podgłośnić telewizor.
"Wiadmości z niecałych kilku minut. Burmistrz naszego miasta, wchodząc do swojej sypialni, zauważył na drzwiach przyczepioną kartkę. Na niej, napisane było zaledwie kilka zdań:
Mamy waszego Czarnego Kota. Jeżeli nie wydacie nam Biedronki z jej miraculum, to możecie już szykować nowe miejsce na cmentarzu".
Ta wiadomość wstrząsnęła całą Francją. Biedronko! Gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że mnie słyszysz! Wszyscy cię błagamy - uratuj naszego Czarnego Kota!"
Chwyciłam się za serce i roztrzęsiona usiadłam na sofie.
Schwytano? Czarnego Kota? Ale jak, gdzie i kiedy?
Zacisnęłam mocno dłonie. Nie pozwolę na to, żeby coś się stało mojemu kiciusiowi!
Pobiegłam po schodach wprost do mojego pokoju.
- Marinette, czy coś się stało? - usłyszałam cichy głos Tikki.
- Porwano... porwano Kota.
-To niemożliwe...
Pokręciłam głową i jej przerwałam:
- Nie ma czasu na pogaduszki. Tikki! Kropkuj!
   Po chwili pędziłam w stronę budynku, gdzie aktualnie przebywał burmistrz Paryża. Zdyszana wbiegłam do wielkiego holu i rozejrzałam się wokół. Na jednej z ekskluzywnych sof, siedział ojciec Chloé.
- Panie Borgueois - krzyknęłam już przy wejściu.
Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Ach Biedronka! Czekałem na ciebie.
- Panie burmistrzu - powiedziałam, podchodząc do niego bliżej - czy, czy mogłabym zobaczyć tą kartkę, którą pan znalazł.
- Naturalnie - skinął głową i wyciągnął z kieszeni skrawek papieru.
Ostrożnie wzięłam go do ręki. Osoba, która pisała te zdania, miała staranne, zawijaste pismo. Zmarszczyłam brwi i podniodłam kartkę do góry. Już gdzieś takie widziałam...
Niespodziewanie wyszło słońce zza chmur i wpadło do pomieszczenia światło.
Na trzymanej przeze mnie kartce, zamajaczył się delikatny napis.
"Napoleon 32"
Zmarszczyłam brwi. Pora wybrać się pod wskazany adres.
Bez słowa odwróciłam się na pięcie wybiegając z budynku. Może gdybym się na chwilę odwróciła, zauważyłabym tryumfalny uśmiech burmistrza.
   Przykucnęłam pod niewielkim, zakurzonym oknem i zajrzałam do niewielkiego budynku. Poczułam jak oblewa mnie fala gorąca. W samym środku, wielkiego pomieszczenia, siedział przywiązany Czarny Kot. Jego ręce przywiązane były wzdłuż boków, a głowa wisiała bezwładnie.
Stawiając delikatnie kroki, by nie robić chałasu, szłam w stronę zardzewiałych drzwi.
Chwyciłam za klamkę i miałam ją pociągnąć w dół, kiedy niespodziewanie poczułam ciężką rękę na ramieniu.
Zaskoczona szybko się odwróciłam i przygniotłam przeciwnika do ziemi.
- Auu. Wiem, że ci się podobam, ale nie tak ostro - ktoś pode mną jęknął.
- Chat? - wyjąkałam.
Najszybciej jak potrafiłam, wstałam z niego i pomogłam się mu podnieść.
- No raczej tak. Chyba że ostatnio zmieniłem imię.
- Nic już nie rozumiem..
- Ja też - mruknął, wytrzepując kurz ze stroju - oglądałem wiadomości, a tu nagle taka niespodzianka. Coś czułem, że będziesz mnie szukała. Byłem u burmistrza, ale ten powiedział, że nie było cię u niego, więc...
- Czekaj! Powiedział ci tak? Przecież z nim rozmawiałam. Nawet pokazał mi tą wiadomość, którą ktoś zostawił na drzwiach...
- Dziwne.
Wskazałam na drzwi.
- Tam w środku, siedzisz TY, przywiązany do krzesła. Musimy to sprawdzić.
Jednym kopnięciem otworzyliśmy zardzewiałe drzwi.
- Hej ty! - krzyknął Chat w stronę swojego sobowtóra.
Nie zareagował. Nim zdążyłam go powstrzymać, ten podbiegł do chłopaka i uderzył go w ramię.
Nie wiem jak to się stało, ale... siedzący na krześle Kot, rozpłynął się w powietrzu.
Spojrzeliśmy się na siebie. Chyba domyślaliśmy się, kto za wszystkim stoi. Jak później się okazało - mieliśmy rację.

sobota, 26 marca 2016

Wielkanoc 🐣🐣

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy, chciałybyśmy Wam, drodzy czytelnicy, życzyć wszystkiego co najlepsze w życiu. Aby wasze najskrytsze marzenia się spełniły, dużo zdrowia, cierpliwości (która wam się przyda do rozdziałów), zawsze szerokiego uśmiechu, zero zmartwień!


Dużych jajeczek,
wina pięć beczek,
tłustego boczku,
prostego kroczku,
Dwa wiadra wody,
Świątecznej zgody,

Miraculum na zawsze,
LadyNoir forever,
Adrienette by się spełniło
i ich ślubu jak najszybciej.

Życzą: Paula, Zosia, Mari i Nati



czwartek, 24 marca 2016

Coś na luźno nr 1

Jest to jeden z tzw. "Postów na luźno". Będę w nich dodawać różne ciekawostki związane z Miraculum. Takie posty będą się pojawiać co parę dni, by umilić wam czas czekania na nowy rozdział. Mam nadzieję, że przypadną wam do gustu, a zarazem dowiecie się czegoś nowego, o swoim ulubionym serialu. Życzę miłej lektury!

RZEŹBA

Jest to dzieło artysty Theo Barberau z odcinka „Kotowtór". Tworząc rzeźbę Theo okazał uczucia do Biedronki. Dzieło zostało wykonane z brązu. Czarny Kot patrząc na rzeźbę powiedział do Theo: „Ja jestem wyższy od Biedrony”. Biedronka jest naturalnych rozmiarów, lecz Czarny kot jest ukazany niższy niż na prawdę – o wzroście takim samym jak Biedronka.







SZKICOWNIK MARINETTE


Wygląd


Jest to przedmiot zawierający szkice Marinette. Szkicownik jest gruby, zawiera wiele kartek, które z łatwością można wyrwać. Jego oprawa jest jasno różowa z czarnymi obramowaniami. Przez okładkę przechodzi czarna wstążka z okrągłym, czarno różowym kwiatkiem z literką "M" na środku. Posiada także zamek umożliwiający zamknięcie zeszytu.

Przeznaczenie


Szkicownik, jak sama nazwa wskazuje służy Marinette do szkiców projektów ubrań i innych dodatków. W odcinku "Zemsta Pana Gołębia" tworzyła w nim koncepcje kapeluszy na konkurs. Powstają w nim wszystkie jej projekty.




YO-YO




Wygląd

Yo-Yo Biedronki jest czerwone i posiada pięć czarnych kropek po każdej stronie. Dziewczyna nosi go najczęściej uwiązanego wokół bioder, kiedy nie jest używany. Długość sznurka yo-yo jest nieskończona. Dzięki temu Marinette może się łatwiej poruszać i bronić przed złoczyńcami.

Umiejętności

* broń,

* łapanie akum i przemienianie je na zwykłe, białe motyle,

* funkcje obronne,

* telefon,

* GPS,

* Szczęśliwy Traf









Ciekawostki

W pierwszej koncepcji serialu (2014) yo-yo miało mieć więcej możliwości, np. byłoby w stanie podzielić się na pół, stworzyć laskę i wybuchać jak bomba.



SZCZĘŚLIWY TRAF




 Biedronka rzuca swoje yo-yo wysoko w powietrze, wtedy uwalnia z niego moc szczęścia. To-yo obraca się wokół, aż ujawnia obiekt, który jest czerwony w czarne kropki. Obserwując obszar wokół niej, Biedronka może dowiedzieć się, jakich innych obiektów ma użyć aby pokonać złoczyńcę.

Przebieg










               
                   


                
               NIEZWYKŁA Biedronka



Opis

Jest to druga część mocy Szczęśliwego Trafu, używana przez Biedronkę. Kiedy akuma zostaje przemieniona w motyla, Biedronka rzuca wyczarowany przedmiot w powietrze i krzyczy "Niezwykła Biedronka!". Wtedy ujawnia się energia, która usuwa wszystkie szkody i z powrotem przemienia super-złoczyńcę w normalnego człowieka.

                   Przebieg





Info. wikia.com




* Co myślicie o takich postach na luźno?    




















MIRACULUM: BIEDRONKA I CZARNY KOT WIKIA










SZCZĘŚLIWY TRAF

Szczęśliwy Traf









Informacje
Typ:Supermoc
Właściciel:Biedronka
Szczęśliwy Traf - super-moc używana przezBiedronkę.

Opis